Co masz zrobić jutro zrób dzisiaj...


a jutro będziesz mógł zrobić coś innego. Staram się postępować zgodnie z tą mało popularną zasadę. Większość pewnie zna jej inną wersję: co masz zrobić dziś zrób pojutrze, mnie jednak ona nie do końca przekonuje.

Nie będę ukrywać, kiedyś byłam mi bliższa druga wersja, jednak na szczęście z czasem zmądrzałam.
Kto tego nie zna, masz miesiąc na zrobienie czegoś, obiecujesz sobie, że tym razem zaczniesz wcześniej, ale i tak zabierzesz się ostatniego dnia, najprawdopodobniej ze wszystkim się wyrobisz, ale czy nie lepiej byłoby zrobić to wcześniej, na spokojnie, a potem odpoczywać?

Kiedyś uczyłam się w ostatniej chwili, jednak z czasem zaczęłam robić to wcześniej, wystarczyło zajrzeć do książek kilka dni wcześniej i nauka nie była taka uciążliwa, bo jednorazowo mogłam poświęcić jej mniej czasu, przecież do kolokwium jeszcze kilka dni. Ostatni dzień rezerwowałam sobie na powtórki, ale najczęściej odpoczywałam, albo zajmowałam się pomocą tym, którzy woleli zwlekać z nauką do ostatniej chwili, co też ma swoje plusy, zawsze dowiedziałam się czegoś na co wcześniej nie zwróciłam uwagi.

Pamiętam jak w poprzednim semestrze dziękowałam sobie, że wcześniej zabrałam się za projekt, za który normalnie wzięłabym się w ostatni weekend. Kilka dni przed terminem projekt był prawie skończony, a ja mogłam "spokojnie" cierpieć z powodu bólu zęba, gdybym odłożyła go na później nie miałabym szans zdążyć.

Dzięki tej zasadzie w moim komputerze znajduje się prawie skończona praca magisterska, mimo że obrona dopiero za pół roku. Ale skoro miałam czas to czemu miałabym odkładać to na później? Mogłam pisać spokojnie, bez presji czasu, tak, że prawie nie odczułam, że ją pisałam. Oczywiście, kiedy informacja ta dotarła do moich znajomych poczułam się jakbym była co najmniej dziwna. Jak to, napisałaś już pracę? Po co już napisałaś pracę? Nudzi Ci się? A ja ignoruję milczeniem ich komentarze i tylko czekam aż zaczną narzekać, że się nie wyrobią, że nie mają czasu, muszą pisać pracę, a tu taka piękna pogoda, że to takie ciężkie i w ogóle niewykonalne, wtedy się zemszczę informując ich z satysfakcją, że ja pracę napisałam już dawno i teraz nie muszę zaprzątać sobie nią głowy (oczywiście zdaję sobie sprawę, że pewnie będę musiała ją jeszcze poprawiać milion razy, ale najważniejszy i najtrudniejszy krok mam już za sobą: jest napisana).

Zazwyczaj odkładamy wykonanie czegoś na później, bo się obawiamy, że nie damy rady, że coś jest za trudne, że w przyszłości w jakiś cudowny sposób dowiemy się jak to zrobić. Jednak najczęściej w chwili obecnej posiadamy wystarczającą wiedzę żeby zacząć. Najtrudniejszy jest pierwszy krok, nigdy nie wiadomo jak zacząć i to nas powstrzymuje, ale jak już zaczniemy to dalej będzie już łatwiej, byleby tylko zdecydować się zacząć.

Odkładanie zadania na później powstrzymuje nas przed realizacją innych celów: nie zacznę tego, bo jeszcze muszę zrobić tamto. Wiele nas omija, mamy dużo rzeczy do zrobienie, ale tak naprawdę nie zrobimy nic, bo według nas najlepszy czas na realizację jest później i odkładamy wszystko w nieskończoność, aż w końcu na wiele rzeczy będzie za późno, albo po prostu o nich zapomnimy. Niepotrzebnie zaprząta to naszą głowę, ciągle martwimy się, że musimy jeszcze coś zrobić, że termin nas goni, a my jeszcze nie zaczęliśmy.

Jeśli zabierzemy się za to wcześniej wiele zyskujemy, zrobimy to spokojniej, bez stresu, jeśli okaże się, że coś idzie nie po naszej myśli (a nie oszukujmy się dzieje się tak bardzo często) przyjmiemy to bez niepotrzebnych nerwów, bo przecież mamy jeszcze dużo czasu, zdążymy to naprawić. A po wykonaniu możemy pozwolić sobie na zasłużony odpoczynek.


A jak jest z Wami, co odkładacie na później, z jakiego powodu? Może warto zabrać się za to już teraz żeby niedługo z satysfakcją stwierdzić, że to już za Wami?

3 komentarze:

  1. Dokładnie - te wielkie zadania "do zrobienia" wiszą nad nami i zajmują naszą głowę na tyle, że trudno w ogóle robić cokolwiek innego. Bardzo chciałabym, żeby zasada "zrób to dzisiaj" była moim nawykiem. Niestety ciężko odsuwam najważniejsze obowiązki, bo liczę, że "samo się jakoś rozwiążę" albo że będę miała jakieś "lepsze natchnienie". Głupota. A podobno wystarczy 21 dni na wykształcenie nawyku... myślisz, że w tej kwestii też?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy 21 dni wystarczy, bo zwyczajnie w ciągu tych 21 dni możemy nie mieć poważniejszych spraw do odłożenia. Nie oszukujmy się, co innego zrobić od razu pranie, a co innego zabrać się za trudny projekt, który nas przeraża. Ale na pewno warto zacząć, jak się powoli zacznie przekonywać ile się zyskuje robiąc coś wcześniej, to w końcu się zaryzykuje i tą poważną rzecz też zacznie wcześniej, tak z ciekawości żeby zobaczyć efekty.
      Trzymam kciuki za zmianę przyzwyczajeń ;).

      Usuń
  2. Warto poznać kogoś kto przestał odkładać wszystko na później i porozmawiać z nim o tym. Sam po usłyszeniu kilku historii doszedłem do wniosku, że odkładanie na później nie ma najmniejszego sensu :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń