Nowy semestr

Minął pierwszy tydzień nowego semestru. Pierwsze wnioski: nie będzie łatwo. Plus taki, że w tym semestrze wykładowcy nie wychodzą od początku z założenia, że ich głównym celem jest zamęczenie nas, powtarzanie jacy jesteśmy głupi, a na koniec niezaliczenie nam przedmiotu, chociaż tacy też są, ale nie stanowią większości.
Jednak wiem, że łatwo nie będzie, przede mną dużo pracy, potwierdza to chociażby fakt, że to dopiero pierwszy tydzień, a przede mną już sporo prac domowych i nauki. Chyba mogę zapomnieć o wolnym czasie na najbliższe 5 miesięcy. Cieszy mnie przynajmniej to, że sporo przedmiotów naprawdę mi się podoba i wydają się w miarę sensowne, chociaż ciężkie.
Ta sesja będzie chyba najcięższa, dodatkowo dochodzi jeszcze egzamin licencjacki. Początkowo byłam optymistycznie nastawiona do tego semestru, na ziemię sprowadził mnie trochę fakt czekających mnie jeszcze trzech poprawek, dwie z tego semestru, więc do załatwienia w najbliższym czasie i jedna niestety z poprzedniego roku, więc dopiero czerwiec. Najgorsze jest to, że zaliczenie każdej z nich opiera się raczej na przypadku niż na faktycznej wiedzy, można wiedzieć naprawdę dużo,a  i tak się nie zaliczy. Pociesza mnie tylko, że w podobnej sytuacji jest około połowa mojego roku, w tym sporo osób w jeszcze gorszej, więc nie jestem sama. Czasami zastanawia mnie sposób myślenia wykładowców, czy im naprawdę sprawia przyjemność nienauczenie niczego studentów i wmawianie im, że są nikim? Też macie takie przypadki? Bo u mnie to zadziwiająco zbyt częste postępowanie. Aktualnie straciłam całą motywację, nie wiem po co traciłam czas na naukę skoro i tak nic mi to nie dało, odechciało mi się wszystkiego, nie jestem w stanie zrobić nic sensownego, cały dzień przesiedziałam nic nie robiąc, mam wyrzuty, ale nie potrafię się zebrać.
Przez ten tydzień pozwoliłam sobie trochę odpocząć, ale wiem, że od następnego trzeba się porządnie wziąć do pracy i wykorzystać każdą chwilę.

Ten wpis wyszedł mało optymistyczny, dużo narzekania, ale chwilowo strasznie brakuje mi mobilizacji, nie potrafię się za nic zabrać i przestałam widzieć sens w tym wszystkim, ale wiem, że to przejściowe i zaraz wszystko wróci do normy, niech tylko wyjdzie słońce i będzie lepiej.

A na zakończenie piosenka, która  ostatnio chodzi mi po głowie


2 komentarze:

  1. Mam takiego wykładowcę, u którego nieważne ile by się uczyło i tak można dostać góra 3+. Też mi to odbiera motywację. Niestety w najbliższym semestrze znów będę mieć z nim zajęcia.
    Trzeba zacisnąć zęby i dać radę :) Trzymam kciuki, żeby udało Ci się wszystko pozaliczać i przede wszystkim, żeby motywacja powróciła!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze, tak dobrze znam tą piosenkę, że aż zapomniałam, że ktoś inny też może ją znać!;) Jak byłam duużo młodsza jeździłam na takie kolonie "kościelne" i niemal każdego wieczoru śpiewaliśmy tą piosenkę - uwielbiałam ten moment i nadal czasami dni zakańczam pytając się "jaki był ten dzień, co darował, co wziął...?":)

    Za egzaminy trzymam kciuki. Przyznaję, że kiedy czytam wpisy o sesji i potyczkach z wykładowcami cieszę się, że etap studiów mam już prawie za sobą...

    OdpowiedzUsuń